piątek, 19 lipca 2013

O Q.... bo inaczej się tego nazwać nie da.

"We have a problem, big one" Jak powiedział nadzorca krypty 13, gdy spalił się waterchip. No i tak, wyzewnętrznie się tu teraz, bo wiem że i tak nikt, tego nie czyta a mam taką, perwersyjną przyjemność z tego że niby to są takie osobiste zapiski a jednak teoretycznie mógłby to ktoś sobie przeczytać.... Ale do rzeczy: Skomplikowały się sprawy, otóż zawsze jakoś tak przedkładałem wierność w zwiazku i w ogóle "meine ehre heisst treue" jeżeli idzie o te sprawy, tylko że w związkach takich bardziej stałych po paru latach coś się wypala. I tak zasadniczo cieżko wytrwać przy swoim. Więc generalnie niby jestem związany, ale też po trochę jestem tym zmęczony już, fakt po 4-5latach chemia się kończy... Generalnei cieżko tak trwać, jak tak do końca nie wie się czy to to. I ... Chyba wszyscy faceci to mają, takie poczucie że lipa by była jakby to miało być tak że ta jedna i żadna więcej nigdy- oczywiście ja wiem jak to brzmi, kiepsko, ale co, kobiety na pewno też maja coś podobnego. Oglądałem ostatnio film pod wiele mówiącym tytułem "Porno" Polski dramat, z końcówki lat 80. W sumie mogę się z "bohaterem" tego filmu jakoś "solidaryzować" jak on z tą Asią- no bo co- na tej jednej ma się skończyć... A póżniej tenże bohater, jednak chciałby do tej Asi wrócić, ale lipa bo już takiej drugiej nie znajdzie- i tak stoi sie w niebezpienczym rozkroku czy jednak, wyjść z tego związku i spróbować czegoś innego czy kwitnąć i potem właściwie co? Co jak to uczucie wygaśnie do zera? To dopiero bedzie dramat... Nie ma to jak kolejna gówniana sytuacja. Zwłaszcza że tam dalej może i jest opcja, ale co z tego że jest opcja, najgorsze jest to może. To trochę tak jak być na środku morza, po rozbitym okręcie, trzymać się deski, puścic tą deske bo gdzieś dalej widać że szalupa pływa- ale czy się do tej szalupy dopłynie? Ja wiem gówniane to porównanie, i takie mało eleganckie, co zrobie, piszę to w sumie po to żeby jakoś przed samym sobą poukładać trochę sprawę. Pozy tym no mówie a nóż ta perwersyjna przyjemność że ktoś to jednak przeczyta:D Myśle też jednak, że jakby nie patrzeć coś jest ze mną nie tak, a może nie tak jest ze wszystkimi innymi, bo jak to jest, w moim wieku powinno się raczej o panienkach myśleć, a nie tylko stale .... :( No i to tyle uzewnętrzniłęm się, teraz czytajcie sobie.- jak poczytajcie zostawcie jakiś ślad po sobie tak dla funu że ktoś tu był... Jak napisy w kiblu w IZ... No to czesc

3 komentarze:

Makartina pisze...

Hej, obchodzi Cię to co powinno się robić? Rób co czujesz, a nie patrz na pospólstwo. Ich to dawno w tyle zostawiłeś i gut. Poza tym weź się w górę równaj, nie w dół, ok?
Jak się chemia kończy, to powinno co innego się zacząć i nie mówię tu o innej/nowej chemii, a uczucie jakieś. Zresztą, nie po 4-5 latach, a dawno temu.
A jeszcze lepiej, to wziąć kobitę pod rękę, usiąść, pogadać szczerze co boli. Razem lepiej się myśli, bo co dwie głowy to nie jedna.
Nie rozumiem słów "I tak zasadniczo cieżko wytrwać przy swoim."
A co to jakaś próba sił jest? "moje", "twoje", a gdzie "nasze"? Partnerstwo?
"jakby to miało być tak że ta jedna i żadna więcej nigdy- oczywiście ja wiem jak to brzmi, kiepsko, ale co, kobiety na pewno też maja coś podobnego"
Hmmm, ja tak nie mam. Nigdy nie miałam. I nie chciałabym następnym razem tak myśleć. Każdy myślę normalny ludź dąży do stabilizacji (jak w przyrodzie) i chce żeby to było to, nic więcej. Ja bym chciała takie cuś, ale ja już swoje w życiu widziałam i przeszłam.

piaty i kolejny pisze...

Nie do końca, to jest tak. Zresztą tak między nami to już sam nie wiem jak to jest, życie męczy po prostu, bardzo męczy. Szczerze to nie potrafie jakoś znależć takiego punktu, jak powinno się znajdować przy jeździe samochodem jako pasażer, gdzieś daleko żeby w ten punkt patrzeć i się nie pochorować czasem- lipa nie porównanie wiem, ale generalnie to tak wygląda. Stabilizacja... No nie wiem, czy tego bym chciał na pewno, właśnie w tym sęk że jest stablinie. Generalnie tak to jest wypełniać życie ersatzem i kompromisami... W sumie to nie ma się czym przejmować, depresje mam odkąd sięgam pamięcią, jak mówią trzeba się przyzwyczaić a potem już z górki...

Makartina pisze...

Porównania w ogóle nie kumam, dopiero od miesiąca jeżdżę jako pasażer i nie potrzebuję mieć punktu skupienia.
A bo depresja to taka dziwka jest. Mi też zdarzało się wylądować na prochach i zwolnieniu. Grunt to uświadomić sobie przyczynę i starać się ją zniwelować lub z nią żyć na luzie. A jak życie męczy, to coś nie halo jest blisko. Bo życie jest piękne. Niesamowite i wspaniałe. Tylko trzeba tego chcieć.
Nie bardzo wiem co znaczą dla Ciebie te ersatze i kompromisy.
Widzisz, jak się działo u mnie tak, to coś kazało mi spierniczać. Absolutnie nie namawiam Cię do tego samego, natomiast mogę powiedzieć, że mimo tego, że byłam w naprawdę różnych miejscach w życiu, w wielu ch**wych, że niektórych decyzji żałuję, a za inne przyszło mi słono zapłacić, to jestem w takim miejscu, gdzie nie muszę iść na kompromis, bo nie ma takiej potrzeby (kompromis kojarzy mi się ze stawianiem warunków), nie ma erzaców, jest coś w czystej formie i jest dobrze. Ale tylko dlatego, że zdobyłam przez te ch**we miejsca coś bardzo cennego - doświadczenie.

Poza tym weź Ją doceń, bycie z osobą z depresją to trudna sztuka.